Ile razy w życiu zdarzyło Ci się nie podjąć jakiegoś wyzwania, tylko
dlatego, że uważałeś, że nie podołasz temu, że się do tego nie
nadajesz i na pewno poniesiesz porażkę, więc nie warto w ogóle
zaczynać? Strach przed porażką sparaliżował Cię do tego stopnia, że po prostu odpuściłeś zanim podjąłeś jakiekolwiek działania i tym samym nie zrealizowałeś swoich marzeń i celów.
Sezon zimowy to okres wielu infekcji. Wszyscy wokół prychają, kichają i są "pociągający". Dla małego dziecka i mamy karmiącej piersią, to nie lada wyzwanie, żeby się ustrzec przed złapaniem jakiegoś wstrętnego bakcyla. Szczególnie, że karmiąc piersią ma się bardzo ograniczone możliwości, jeśli chodzi o stosowanie leków. Pozostają jedynie naturalne sposoby z tzw. domowej apteczki. Ja przez cały okres karmienia byłam tylko raz przeziębiona. I o ten jeden raz za dużo, bo Maja od razu ode mnie złapała katar, co dla wówczas 4 miesięcznego bąbla było prawdziwą tragedią. Na szczęście (odpukać) od tamtej pory nic mnie nie łapie. Zaczęłam naturalnie wspomagać swoją odporność, co póki co przynosi efekty.
Jakiś czas temu trafiłam na hasło o urlopie macierzyńskim, że ten, kto nazwał to urlopem, musiał być facetem. Coś w tym chyba jest.
Ale zacznijmy od początku. Zgodnie z definicją:
URLOP- ustawowo zagwarantowana płatna lub niepłatna przerwa w pracy.
No tak, bo zasadniczo do pracy nie chodzimy, szefa nie mamy, siedzimy w domu, wstawać i szykować się do pracy też nie musimy więc jest niemalże jak na urlopie. Normalnie high life :-) I jeszcze pieniądze dostajemy za to siedzenie w domu. Jak to się mówi, żyć nie umierać.