Mamuśkowa wspominajka porodowa i poporodowa :-)

by - kwietnia 10, 2017

Przez całą ciążę przygotowywałam się do porodu naturalnego i innej opcji nawet nie brałam pod uwagę. Zapisaliśmy się do szkoły rodzenia, uczyłam się prawidłowego oddechu przez przeponę, liczenia, co ile są skurcze i jak rozpoznać, że poród już się zaczyna itd. itd. Pomimo tego, że od samego początku zakładałam, że będę rodzić naturalnie, życie spłatało mi figla i finalnie Maja przyszła na świat poprzez cesarskie cięcie. Za parę dni minie rok od tego najważniejszego dnia w moim życiu i dlatego też postanowiłam troszkę powspominać, a także napisać jak cesarka wygląda z mojego punktu widzenia.


Niektórzy uważają, że jeśli nie rodziło się naturalnie, to tak naprawdę się nie rodziło, bo nie poznało się bólu porodowego. Owszem nie poznałam go, ale trzeba mieć na uwadze, że cesarskie cięcie to mimo wszystko poważna operacja chirurgiczna, która niesie za sobą duże ryzyko, a dochodzenie do formy też może być stosunkowo dłuższe niż po porodzie naturalnym. Przyznaję, że bardzo bałam się porodu i w pewnym sensie chyba zadziałała samospełniająca się przepowiednia, bo przy samej końcówce ciąży okazało się, że Maja jest owinięta pępowiną, co mogło stanowić dla niej zagrożenie przy porodzie naturalnym. No i tym samym zapadła decyzja o cesarce. Miałam, co do tego mieszane uczucia, ale ze względu na bezpieczeństwo mojego dziecka, zdecydowałam się na takie rozwiązanie ciąży. 

Z perspektywy czasu wiem, że była to dobra decyzja, bo dzięki temu moja córcia przyszła cała i zdrowa na świat. Natomiast szczerze powiedziawszy mam wrażenie, że coś zostało mi zabrane jako matce. Niestety, ale musiałam mieć znieczulenie ogólne, zatem nie pamiętam w ogóle momentu, kiedy Maja "wyszła" na ten świat. Nie słyszałam jej pierwszego krzyku, a pierwszy raz zobaczyłam ją dopiero po kilku godzinach. Pomijam fakt, że oczywiście musiałam leżeć jak placek, nie podnosząc głowy i ledwo byłam w stanie przyjrzeć się tej małej, bezbronnej istotce. Kangurowaniem oczywiście zajął się Misio, bo ja nie miałam na to siły. 

Dano mi Maję tylko na chwilę i ta chwila była niesamowita. Jak poczułam ciepło i zapach własnego dziecka, które jeszcze kilka godzin wcześniej buszowało w brzuszku. Uczucie nie do opisania. Szczerze powiedziawszy, to nie dochodziło do mnie wtedy, że właśnie tulę swoje maleństwo. Wydawało mi się to takie nierealne. Chyba działało jeszcze znieczulenie, bo byłam całkiem oderwana od rzeczywistości, a przynajmniej tak się czułam. 

Wiem, że po porodzie naturalnym, jeśli wszystko jest w porządku i z mamą i z dzieckiem, to oboje mają zapewniony minimum dwugodzinny kontakt "ciało do ciała". Mnie niestety nie było to dane i myślałam, że przez to nie wytworzę więzi z Mają. A właściwie ona ze mną. Wiem, głupia byłam. Ale hormony robiły swoje. Natomiast jest to coś, czego na pewno zazdroszczę mamom, które rodziły naturalnie. 

Ja musiałam leżeć w zasadzie nieruchomo przez niemalże 24h, bo dopiero następnego dnia rano pojawiła się u mnie pielęgniarka, a w zasadzie gestapo :-) Oj, takiej pielęgniarki to chyba nikt nie chciałby spotkać. Przyszła o 6.00 rano, opieprzyła mnie biedną nieprzytomną, że mam złe podkłady poporodowe i czemu właściwie ja jeszcze nie wstałam sama. Czemu? Bo się zwyczajnie bałam. No to kazała mi usiąść na brzegu łóżka, przyniosła mi kilka biszkoptów, żebym się posiliła i tak mnie na tym brzegu zostawiła... skończyła zwyczajnie zmianę i poszła sobie do domu. A ja tak siedziałam i czekałam na cud, zastanawiając się, czy mam się ruszyć, czy lepiej nie, bo padnę jak długa. Na szczęście wybawiła mnie z tej tragicznej sytuacji (!) druga zmiana. 

W każdym razie po ogólnym znieczuleniu przez kilka dni niesamowicie bolała mnie głowa. Ledwo się ruszałam, a przygarbiona postawa była dla mnie normą, bo bałam się, że rana mi się rozwali. Tak się złożyło, że Maja na nieszczęście złapała infekcję, przez co musiałyśmy zostać dłużej w szpitalu. Przyznam szczerze, że był to dla mnie mega trudny czas, bo tak naprawdę byłam pierwszy raz w życiu w szpitalu, musiałam zostać tam kilka dni, uczyłam się opieki nad dzieckiem, co średnio mi wychodziło i jeszcze do tego szalały mi hormony, więc ciągle płakałam, a już szczególnie, jak Misio wracał do domu, a ja zostawałam sama w szpitalu. I cholernie się bałam, że nie dam sobie rady z Małą. 

Jedynym plusem dłuższego pobytu w szpitalu było to, że wracając do domu byłam już w dobrej formie. Wszyscy byli zdziwieni, że tak szybko się pozbierałam. Nie mogę zatem powiedzieć, że długo dochodziłam do siebie po cesarce. Rana ładnie się goiła i wszystko było w porządku. 

Przez całą ciążę nastawiałam się na to, że będę karmić naturalnie i bardzo mi na tym zależało. Obawiałam się troszkę, że po cesarce będzie to trudne. Natomiast szczerze powiedziawszy, to chyba mit, że po cesarskim cięciu nie zawsze można karmić piersią. W moim przypadku na szczęście problemu nie było. Pokarm był, musiałyśmy się jedynie obie nauczyć odpowiedniej techniki karmienia, co na początku było nie lada wyzwaniem. Na szczęście potem poszło z górki. 

Zatem tak po prawdzie cesarka nie była dla mnie jakąś tragedią, ani jeśli chodzi o dochodzenie do formy, ani jeśli chodzi o kwestie karmienia. Natomiast zdaję sobie sprawę, że kobiety różnie to znoszą. Dlatego uważam, że miałam dużo szczęścia, że trafiłam na dobrego lekarza, który pomógł Mai przyjść na ten świat i tym samym profesjonalnie przeprowadził całą operację. Dzięki czemu ja mogłam szybko dojść do formy przynajmniej tej fizycznej. Bo o buzujących hormonach i okresach notorycznego płaczu z byle powodu nie wspominam :-)

Faktem jest, że poród przez cesarskie cięcie diametralnie różni się od tego naturalnego. Jedyne, czego ja żałuję, to to, że nie miałam możliwości bycia z Mają od razu po porodzie. Natomiast w żadnym stopniu nie czuję się gorsza przez to, że nie urodziłam Mai naturalnie.

Mam bowiem coś, czego po porodzie naturalnym na pewno bym nie miała. Mam bliznę, która przez całe życie będzie mi przypominać o cudzie, który mnie spotkał w życiu- o narodzinach mojej małej Córeczki. 


Spodobał Ci się ten wpis?

Będzie mi miło, jeśli podzielisz się komentarzem

udostępnisz go 

lub polubisz Mamuśkowy Świat na Facebooku (tutaj)




You May Also Like

26 komentarze

  1. Jeszcze kilka miesięcy i czeka mnie poród, i szczerze mam nadzieję, że wszystko odbędzie się drogą naturalną. Oczywiście, jeśli będzie potrzeba, zgodzę się na cesarkę, bo dobro dziecka jest najważniejsze, ale wolę myśleć bardziej optymistycznie :-)
    Zobacz, Tobie szkoda tego porodu na znieczuleniu, a wiele dziewczyn woła cesarkę na żądanie i nie ma żadnych wyrzutów sumienia. Dziwne jesteśmy, my kobiety.

    Pozdrawiam
    Żaneta z www.epokadumania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja niestety wiem jak konczyly sie porody naturalne w mojej rodzinie i wiem, ze u mnie na 110% tylko cesarka - moj partner jest lekarzem i na szczescie bedzie mial kto przypilnowac, zbey dokladnie to wlasnie sie stalo i obronic mnie przed nacinaniem krocza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przecież nie można podnosić głowy po znieczuleniu podpajęczynówkowym. Po ogólnym można unosić głowę. Ktoś udzielił Ci złych informacji. Chyba że miałaś znieczulenie podpajęczynówkowe, które nie złapało w całości i znieczulili Cię ogólnie, no to wiadomo. Ja też miałam cesarkę, znieczulenie podpajęczynówkowe. Wspominam bardzo dobrze, bo ono schodzi stopniowo, więc nie ma tego wielkiego ała po wybudzeniu. Na drugi dzień już chodziłam, choć przyznaję, że bolało. Dużo zdrówka dla Was i pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam podpajęczynówkowe, które niestety nie zadziałało i musiałam mieć ogólne. Ja odczuwałam ogromny ból głowy przez parę dni, a poza tym było w miarę ok.

      Usuń
  4. Poród to bardzo ciężkie chwile, ale też przepiękne i wspominane do końca życia!

    OdpowiedzUsuń
  5. nie rozumiem, czemu ludzie mowia ze cesarka to gorsza opcja porodu. moim zdaniem to taka sama ciezka praca i wyzwanie dla matki, ktora musi miec ten zabieg. Ehh kiedy u nas zmieni sie podejscie do takich tematow?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zastanawiam nad tym, kiedy to się zmieni. Tak, jak mówisz to również wyzwanie dla matki, szczególnie, że samo dochodzenie do siebie jest dłuższe niż po porodzie naturalnym. Pomijam aspekty, o których napisałam w poście.

      Usuń
  6. Wiadomo że CC to operacja, chociaż dużo kobiet nie zdaje sobie z tego sprawy, ale jest tak dużo czynników przemawiających za CC że nie ma co generalizować który poród lepszy. Zupełnie nie rozumiem, tego podziału. Bo chyba chodzi o to żeby dziecko przyszło zdrowo na świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, najważniejsze, żeby dziecko przyszło całe i zdrowe na świat. Zgadzam się w 100%!

      Usuń
  7. Moja córeczka to też Maja :) I też finalnie urodzona przez cc, choć ból porodowy poznałam do samego końca ;) Majeczki to fajne dziewczynki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) powiedziałabym nawet, że bardzo fajne hehehe :-)

      Usuń
  8. Ja też rodzilam przez cesarke i dziękuję za to Bogu bo dziś mojej córki nie było by z nami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak, jak w naszym przypadku. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

      Usuń
  9. U mnie mięło już dwa lata od porodu. Niestety także rodziłam poprzez cesarkę, ale mogę powiedzieć, że przeżyłam w summie dwa porody w jednym. Ja nie karmiłam piersią. Synek pierś odrzucał, nic nie dawało przystawianie. Przez tydzień nie miałam wcale pokarmu. Później się pojawił, jednak synek był już bardziej do butelki przyzwyczajony i niestety piersi nie chciał. Także tego w sumie zazdroszczę każdej mamie, która mogła karmić naturalnie. U nas też nie było kontaktu skóra do skóry, bo synka mi tylko pokazano i oddano pod opiekę tacie. ja musiałam spędzić jeszcze dwie godziny na sali pooperacyjnej, a następnie leżeć plackiem przez prawie cała dobę. Później niestety dostałam po punkcyjnych bólów głowy i już byłam całkowicie wycięta z życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami niestety tak się zdarza, że pojawia się problem z karmieniem. Powiem tyle, że jak w każdym przypadku są plusy i minusy karmienia piersią :-) ja też miałam okropne bóle głowy.

      Usuń
  10. Zgadza się, dobro maleństwa jest najważniejsze i w moim przypadku właśnie to zostało wzięte pod uwagę :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja rodziłam przez cc, ze względu na wadę wzroku i przebytą ich opercję. Ale te emocje, jak zobaczyłam córcię... bezcenne. Opieka poporodowa u mnie w szpitalu ok i pozniej też szybko doszłam do formy. Pzdr!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, moment kiedy widzi się maleństwo, które jeszcze niedawno było w brzuszku jest najpiękniejszą chwilą w życiu :-)

      Usuń
  12. Czas leci nieubłaganie. Od mojego ostatniego porodu minęło dokładnie 18 miesięcy. Jedye co pamiętam to wzruszenie, gdy zobaczyłam Michalinę i to jak przez te pierwsze dwie godziny leżała na mnie i spokojnie oddychała. Niezapomniane przeżycia

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja rodziłąm w odstepie 11 miesięcy. Rodziłam naturalnie bo akurat mogłam. Uważam że dziewczyny po cesarce to wielkie fighterki. Na sali leżała ze mną dziewczyna po cc, kiedy ja śmigałam już jak fryga ona nawet zakaszleć nie mogła. Wkurzam sie jak słyszę że cc to lżejszy poród, że wygoda, że lenistwo matki. Dziewczyny jesteśmy wielkie niezależnie od rodzaju przebytego porodu:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Najważniejsze na finale i tak jest to, żeby mama i dziecko były bezpieczne. 😘

    OdpowiedzUsuń
  15. moja druga połówka chce rodzić przez cesarkę i ma moje pełne wsparcie :) swoją drogą świetna ksozulka :D

    OdpowiedzUsuń
  16. U mnie dwie cesarki, nieplanowane ale cóż ważne ,że dzieciaki zdrowe:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Najważniejsze, że wszystko dobrze się kończy. Cesarka nie umniejsza porodu, nie jest jej gorszym rozwiązaniem, często ratuje dziecko i mamę.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz do tego wpisu.