Droga mleczna w Mamuśkowym Świecie

by - sierpnia 11, 2017

pixabay.com

Tydzień karmienia piersią co prawda już dawno dobiegł końca, ale ja mimo wszystko chciałabym podzielić się swoją historią na temat naszej "drogi mlecznej". 

Jak byłam w ciąży, to całkiem naturalne wydawało mi się to, że będę karmić piersią. Nie dopuszczałam do myśli żadnej innej możliwości. W momencie, kiedy okazało się, że będę musiała mieć cesarkę obawiałam się, że będzie problem z pokarmem. Wiadomo, jakie mity krążą na ten temat. Dodatkowo dla odpowiedniego pobudzenia laktacji wskazany jest kontakt "skóra do skóry" przez min. 2h  po porodzie. U nas tego nie było, bo miałam znieczulenie ogólne i tak po prawdzie pierwszy raz Maję przytuliłam chyba 4h po porodzie. Nie powiem, żeby było to dla mnie łatwe, bo do tej pory czuję taki niedosyt związany z tym, że nie przytuliłam Mai zaraz po tym, jak opuściła mój brzuch. W każdym razie jak tylko położna położyła mi moje Maleństwo na piersi od razu wiedziała, co ma zrobić :-) To był początek naszej przygody zwanej "drogą mleczną".

Początkowo nie było wcale tak kolorowo i łatwo. Można powiedzieć, że nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, z czym się wiąże karmienie piersią. Zaczęło się od nawału pokarmu chyba w 3 dobie. Maja za nic w świecie nie była w stanie chwycić piersi, bo były tak nabrzmiałe. Na szczęście wtedy z pomocą przyszedł mi laktator. Na wsparcie położnych w szpitalu w sumie średnio mogłam liczyć pod tym kątem. Potem już w miarę wszystko się unormowało, a Maja też coraz lepiej sobie radziła ze ssaniem. W zasadzie przez cały okres karmienia nie przekonałam się, co znaczą poranione, pękające i bolące brodawki. Chyba moja córcia należy do cudownych dzieci pod tym względem :-) 

Pamiętam też, że próbowano mi wmówić, że Maja może się nie najadać, bo za krótko jest przy piersi. Faktycznie zazwyczaj karmienie trwało ok. 10 minut. Natomiast mała przybierała bardzo ładnie na wadze, zatem w ogóle się tym nie przejmowałam. Najwyraźniej tyle jej wystarczyło. Faktem jest, że karmiąc piersią nie jesteśmy w stanie zweryfikować ile mililitrów mleka faktycznie dziecko wypiło, ale jeśli przybiera prawidłowo na wadze i jest szczęśliwe, to nie ma powodu do niepokoju. 

Kolorowo nie było też ze względu na to, że wiązało się to z mojej strony z masą wyrzeczeń pod kątem diety. Wiadomo, że w początkowym etapie, kiedy maluch zaczyna mieć kolki czy niewiadomego pochodzenia wysypki, to w pierwszej kolejności podejrzewa się mamę, która pewnie zjadła coś "zakazanego". Oj, pamiętam tą restrykcyjną dietę bezmleczną, jak jedna lekarka wmówiła nam skazę białkową. To była prawdziwa męczarnia, bo jadłam tylko chrupkie pieczywo z wędliną bez żadnych dodatków itd. I cały czas powtarzałam sobie: "Jeszcze tylko kilka miesięcy". Zamierzałam karmić minimum pół roku. Skończyło się na tym, że karmię nadal, a Maja ma już 16 miesięcy :-) Jak skończyła 3 miesiące i kolki się skończyły, a stan skóry też się unormował, zaczęłam jeść normalnie. I to był prawdziwy przełom, bo w końcu zaczęłam czerpać z tego satysfakcję.

Karmienie piersią naprawdę zbliża mamę i dziecko. To jest taka więź, której nie da się w żaden sposób opisać. Poza tym nie ukrywam, że jest to mega wygodne rozwiązanie. Szczególnie w nocy, jak nie trzeba przygotowywać mieszanki, tylko daje się "gotowca" i po sprawie. Pomijam już kwestię usypiania nawet w ciągu dnia. Teraz zaczynam za tym tęsknić, bo odstawiam Maję właśnie w trakcie dnia, ze względu na powrót do pracy. Można powiedzieć, że już się odzwyczaiła, ale uśpienie na drzemkę trwa nieco dłużej niż trwało wcześniej. 

Szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że będę karmić tak długo. Myślałam, że faktycznie pół roku i na tym koniec. Jeśli ktoś mnie zapyta, jak długo jeszcze, to nie wiem. Naprawdę nie wiem. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić całkowite odstawienie, bo widzę jak Maja potrzebuje tej bliskości i jak sama już po swojemu mówi "cycy", jak chce mleczko. Może przyjdzie taki czas, że jej się znudzi i sama zrezygnuje. To chyba będzie dla mnie najlepsze rozwiązanie. 

Pomimo pierwszych trudności i zniechęcenia, spowodowanego koniecznością wyrzeczeń, za nic w świecie nie zamieniłabym tej formy karmienia na inną. Cieszę się, że jest mi dane karmić moje dziecko piersią i dawać jej to, co najlepsze, czyli moje własne mleczko. 



Spodobał Ci się ten wpis?

Podziel się komentarzem

udostępnij go znajomym 

lub po prostu polub Mamuśkowy Świat na Facebooku (tutaj) i bądź na bieżąco z tym, co u nas słychać :-)



You May Also Like

8 komentarze

  1. Ja karmiłam mojego małego 4 miesiące. Chciałam karmić dłużej, ale brakowało mi pokarmu, młody za mało przybierał i lekarz kazał mi go dokarmiać. Jak tylko Wojtek poczuł butlę, że naje się szybciej i bez większego wysiłku - cyca już nie chciał chwycić :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak niestety często bywa. Natomiast 4 miesiące to też dużo. Na pewno dałaś mu przez ten czas, to co najlepsze ☺

      Usuń
  2. Karmienie to zawsze wielka niewiadoma. Jedno najada się w 10 min, inne wisi cały dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma reguły. Grunt, żeby ładnie przybierało na wadze.

      Usuń
  3. Karmienie piersią - piękne, zbliżające (i zdrowe) doświadczenie, oby nie do 10 roku życia, jak pewna moja znajoma ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Karmienie piersia ma wiele zalet ale niestety nie kazda mama chce czy po prpstu nie moze karmic.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio liczyłam, że karmiłam w sumie czworo moich dzieci 78 miesięcy, czyli 6 i pół roku. Aż się wierzyć nie chce. I nie jest to jeszcze koniec, bo wciąż karmię moją 16sto miesięczną córeczkę. Potwierdzam, że karmienie wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami, ale są to miłe wyrzeczenia i tylko na chwilę. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz do tego wpisu.