Jak to jest być mamą?

by - grudnia 16, 2016

Dokładnie pamiętam dzień, w którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Płakałam ze szczęścia i byłam niesamowicie podekscytowana. Podobnie jak mój Mężuś. Poziom endorfin sięgnął chyba wtedy zenitu. Udało się, będziemy rodzicami! Chociaż sceptyczny Misio niekoniecznie ufał w 100% testowi. W pełni dotarło to do niego dopiero, kiedy potwierdził to ginekolog i zobaczył małą Fasolkę na zdjęciu USG. 

No i się zaczęło. Pierwszych kilka tygodni było strasznych. Co prawda nie przesiadywałam co rano w toalecie dając upust swoim mdłościom, ale za to nie miałam ochoty wychodzić z łóżka, a zapach odświeżacza do zmywarki i cytrusów doprowadzał mnie do szału. Dosłownie. Do tego stopnia, że jak Misio zostawił ciutkę uchyloną zmywarkę, od razu to czułam, a on biedny szybko leciał do kuchni ją zamykać, byle tylko nie spotkać się z moim gniewem. Bo przecież ciężarnej denerwować nie można ;-) 

Zasypiałam o 20.00. I to był mega wyczyn, żeby do tej 20.00 dotrwać.

Pożegnałam się z moją ukochaną kawą, bez której nie mogłam rozpocząć dnia. Pozostał mi wtedy tylko aromat kawy z ekspresu, jak koleżanki ją robiły lub jak mijałam jakąś kawiarnię. Zaciągałam się wtedy tym zapachem... i wypijałam Inkę. Zresztą do tej pory ją piję, bo wciąż karmię piersią. Jak widać nawyki można zmienić. Chociaż pewnie, jak wypiję pierwszy łyk kawy po takiej przerwie, to będę miała prawdziwy odlot. 

Brzuszek sobie rósł, Maleństwo też. Okazało się, że będziemy mieli dziewczynkę i od razu wiedzieliśmy, że będzie to Maja. No i to niesamowite uczucie, kiedy poczułam pierwsze, nieśmiałe ruchy Maleństwa. Najbardziej szalała w brzuszku po soku pomarańczowym i czymś słodkim. 

I wreszcie nadszedł ten dzień. A właściwie noc, kiedy Maja stwierdziła, że czas na wyprowadzkę z brzuszka mamy. Pierwsze delikatne skurcze i do tego ruchy Małej. Myślę sobie: "Aaa, to na pewno chwilowe i zaraz przejdzie". Ale jak powtarzały się co 10 minut od godz. 1.00, to stwierdziłam, że pora obudzić Mężusia. Szybki telefon do naszej położnej, która kazała wejść do wanny z ciepłą wodą, a jak skurcze nie miną, to jechać do szpitala, bo prawdopodobnie rozpoczął się poród. Cooo, już? Przecież to przed terminem! Oczywiście nie przeszły. Jak wyszłam z wanny, to Misio już w pełnym rynsztunku, ze wszystkimi bagażami czekał w przedpokoju gotowy do rozpoczęcia swojej przygody pt. "Bycie Tatą". Muszę przyznać, że jest najlepszym tatą, jakiego Maja mogła sobie wymarzyć. Zresztą cały czas jej powtarzamy, że wybrała sobie dobry brzuszek ;-)

No i stało się. Maja przyszła na świat. I od tej pory wszystko zmieniło się o 180 stopni. Osobiście mam wrażenie, że noc, w którą wszystko się zaczęło, była granicą pomiędzy moim starym i nowym życiem. Jak zobaczyłam pierwszy raz swoją córeczkę i ją przytuliłam, to nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Że trzymam w ramionach część siebie. Była taka drobniutka, że bałam się cokolwiek przy niej robić, żeby przypadkiem jej nie uszkodzić i nie skrzywdzić. Ze względu na to, że miałam cesarkę przez pierwsze 3 noce Maja zostawała na noworodkach. Bałam się, że sobie z nią nie poradzę sama. Wszystko zmieniło się za sprawą jednej lekarki, która na codziennym obchodzie skwitowała, że Maja ładnie przybiera na wadze, ale to nie moja zasługa, bo ją zostawiłam na noc. I wtedy się wkurzyłam nie na żarty i pomyślałam: "Ja nie dam rady? Ale, że ja nie dam rady zająć się własnym dzieckiem?!". I od tej pory już zawsze jesteśmy razem.

I jak to jest być mamą? Niesamowicie! Pod każdym kątem. 

Życie zmienia się całkowicie i to nie są żadne brednie. Faktycznie tak jest. W przeciągu 8 miesięcy zdarzyło się kilka nocy (do policzenia na palcach jednej ręki), które całe przespałam. Ale to i tak nie 8h snu, a jedynie 6, w porywach 7h ;-) 

Wszystko kręci się wokół Mai, a ja mam wrażenie, że każdy mój dzień, to dzień świstaka :-) To czego na pewno nauczyło mnie macierzyństwo, to organizacja dnia. Jak Majka nie śpi, to trzeba jej poświęcić swój czas. A jak śpi, to wtedy trzeba wszystko ogarnąć tak, żeby ze wszystkim zdążyć. Czasami żałuję, że doby nie da się rozciągnąć. 

Nieraz chodzę na maksa zmęczona, z fryzurą na "teletubisia", w bluzce poplamionej mlekiem i wkurzam się na wszystko i wszystkich. Ze zmęczenia oczywiście :-) Ale tak naprawdę wystarczy jedno spojrzenie na tego małego szkraba i wtedy wiem, po co to wszystko. A w zasadzie, dla kogo. 

Macierzyństwo pochłania całkowicie. Do tego stopnia, że nawet przez sen kiedyś mówiłam: "A teraz poczytamy "Pstryczek-Elektryczek", chodzę po domu i nucę "Bursztynek, bursztynek..." albo "Jagódki". Kosmos!

Owszem są blaski i cienie macierzyństwa. Ale zdecydowanie więcej jest tych blasków. Bo kiedy Maja jeszcze niezbyt świadomie w Mikołaja powiedziała: "mama", to się po prostu rozpłynęłam. Dla takich właśnie momentów warto być mamą. Dla takich momentów warto nie dosypiać i czasami wyglądać jak zombie. Bo takie chwile zdarzają się tylko raz, nie da się tego powtórzyć. Taki niemowlak zmienia się z dnia na dzień, codziennie zdobywa nowe umiejętności i cudownie jest na to patrzeć. Wiem, że jeszcze długa, wspólna droga przed nami i że to dopiero początek pięknej przygody zwanej macierzyństwem.

A zatem, jak to jest być mamą?

C U D O W N I E!










You May Also Like

3 komentarze

  1. ah co te hormony i instynkt robią z kobiety :D tak to sobie natura wymyśliła, żeby zapewnić przetrwanie gatunkowi ludzkiemu

    OdpowiedzUsuń
  2. Bycie mamą to ciężka praca, ale z najwspanialszą nagrodą na świecie - bezwarunkową miłością naszego dziecka <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bycie mamą to najcudowniejsze zajęcie z możliwych! Wraz z pojawieniem się na teście ciążowym dwóch kreseczek, moje życie nabrało nowego sensu, znaczenia, ciężko to ująć w słowa, ale każda kochająca mama doskonale mnie zrozumie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz do tego wpisu.