I, że Cię nie opuszczę...

by - czerwca 02, 2017

To był ciepły, wiosenny i wietrzny dzień. Ona od rana podekscytowana siedziała u fryzjera spoglądając raz po raz na zegarek i odliczając godziny do tzw. godziny zero. On w tym czasie szykował garnitur, koszulę i sprawdzał, czy wszystko ma na pewno przygotowane tak, jak należy. Serca biły tak mocno z radości, adrenaliny i euforii, że mało brakowało, a wyskoczyłyby z ich piersi. Wreszcie się spotkali. On podjechał pięknym, złotym Mercedesem, a ona czekała na niego w domu. Wszedł z bukietem i oniemiał. Biała, długa, koronkowa suknia. Delikatny makijaż i pięknie spięte włosy z welonem opadającym zwiewnie na ramiona...


Tak było dokładnie pięć lat temu. To wtedy powiedzieliśmy sobie z Misiem sakramentalne "TAK" i od tego czasu idziemy ramię w ramię przez życie.

Wtedy wydawało nam się, że jest to najważniejszy dzień w naszym życiu. I faktycznie był on niezwykle ważny, ale tak naprawdę uświadomiliśmy sobie 4 lata później, że najważniejszym dniem w naszym życiu był dzień, w którym na świat przyszła Maja. To ona sprawiła bowiem, że staliśmy się taką pełną, szczęśliwą i prawdziwą rodziną. 

Dzisiaj obchodzimy naszą drewnianą rocznicę ślubu, bo podobno tak się mówi o piątej rocznicy. Pierwsza okrągła. Dużo się przez ten czas wydarzyło. Przeszliśmy przez przeprowadzkę, remonty, ciążę i pojawienie się na świecie Mai. Tak naprawdę można powiedzieć, że wszystko mieliśmy zaplanowane. Najpierw się urządzić, pomieszkać, nacieszyć się sobą, a potem sprawić sobie malucha. Taki był nasz wybór, dlatego bardzo nas irytowały teksty typu: "A kiedy będą dzieci?". Każdy decyduje o tym sam. W naszym życiu Maja pojawiła się 4 lata po ślubie i to był dobry moment i czas. 

Przez te 5 wspólnych lat wiele się wydarzyło. Były wzloty i upadki, ale z każdego upadku wychodziliśmy silniejsi i pewniejsi swoich uczuć. Szczerze powiedziawszy, to ja i Misio jesteśmy jak włoskie małżeństwo. Jak się kłócimy to na całego, ale nigdy w życiu nie zdarzyły nam się tzw. "ciche dni". Zawsze udaje nam się dojść do jakiegoś większego lub mniejszego kompromisu. 

Myślę, że oboje jesteśmy już innymi ludźmi niż byliśmy jeszcze na początku naszej znajomości. Znamy się od 9 lat. Przez ten czas ja na pewno stałam się dojrzalsza i bardziej pewna siebie. To wszystko dzięki Misiowi, który mnie kolokwialnie mówiąc pcha do przodu, żebym nie była taką ciapą życiową. Ja czuję się przy nim bezpiecznie i pewnie. Wiem, że jest w stanie zapewnić zarówno mnie, jak i Mai spokój i bezpieczeństwo. I, że to my jesteśmy dla niego najważniejsze. 

Te wszystkie lata minęły tak szybko i wiążą się z masą wspólnych wspomnień. Pierwsze spotkanie, pierwsze wspólne wakacje, zaręczyny itd. O dziwo, miłość na całe życie można poznać w Internecie, bo właśnie w ten sposób poznałam się z Misiem. Chociaż tak po prawdzie, to poznawaliśmy się w realnym świecie, bo spotkaliśmy się po zaledwie 4 dniach od pierwszej wirtualnej rozmowy. W każdym razie wirtualna miłość jest jak najbardziej możliwa i my jesteśmy tego przykładem :-)

Pięć lat bycia żoną. Żona - brzmi dumnie. Pamiętam, jak na początku małżeństwa delektowaliśmy się tymi słowami i podkreślaliśmy w rozmowach: "żono", "mężu" :-) Teraz już tak nie mamy. Bo teraz mówimy o sobie: "mama" i "tata" :-) Taka kolej rzeczy. 

I jak tak sobie wracam pamięcią do dnia naszego ślubu, to przypominam sobie, jacy byliśmy wtedy szczęśliwi i podekscytowani. To w końcu nie lada przełom w życiu dwojga ludzi. Biorąc pod uwagę jeszcze to, że wcześniej nie mieszkaliśmy razem, a widywaliśmy się w zasadzie tylko w weekendy. Ktoś mógłby powiedzieć, że taki związek, a co dopiero małżeństwo nie ma racji bytu. Nic bardziej mylnego. Bo jak widać jesteśmy, kochamy się i jesteśmy w dalszym ciągu szczęśliwi.

To, co najważniejsze, to umiejętność robienia czegoś wspólnie. Nie ukrywam, że odkąd na świecie pojawiła się Maja, to mamy zdecydowanie mniej czasu tylko dla siebie. Ale frajdę sprawia nam nawet zwykły, rodzinny spacer, czy wspólna zabawa z Mają, kiedy Misio wraca po pracy. Poza tym taki mały człowieczek sprawia, że małżeństwo staje się bardziej trwałe i silniejsze. Ja mam wrażenie, że Maja nas bardziej scaliła i połączyła. Jako taka cząstka mnie i Misia. 

Nawet jeśli czasami mój Misio doprowadza mnie do szału, to nie wyobrażam sobie życia bez niego. Bo on jest po prostu moim Misiem. Moim jedynym, niepowtarzalnym i najwspanialszym Misiem, z którym idę przez życie pokonując i proste i wyboiste drogi. To, co najważniejsze, to pokonujemy je razem. I chyba to jest nasza recepta na miłość.

Spodobał Ci się ten wpis?

Podziel się komentarzem

udostępnij go znajomym 



lub po prostu polub Mamuśkowy Świat na Facebooku (tutaj) i bądź na bieżąco z tym, co u nas słychać :-)







You May Also Like

4 komentarze

  1. jak najwięcej kolejnych rocznic i wytrwałości w pielęgnowaniu szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło jest czytać tak piękne słowa. Wydaje mi się, że wiele kobiet marzy o ślubie jak z bajki, a przede wszystkim dobrym dalszym życiu już po ślubie. Życzę wam kolejnych wspaniałych chwil! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najbardziej podoba mi się to, że jestescie silniejsi jako para, po domowych kłótniach . Bo sprzeczki albo łącza albo dzielą, podobnie zresztą jak dzieci. Buziak ❤️

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz do tego wpisu.